Skip to main content

prof. Adam Brincken
Wydział Malarstwa
Akademia Sztuk Pięknych im. Jana Matejki w Krakowie

 

REKOMENDACJA
projektu „Odkrywamy na nowo twórczość Eugeniusza Sawczyna”

 

Usiłuję rozczytać rzeźby i rysunki jakie zostawił nam po swoim twórczym życiu przedwcześnie zmarły artysta, który w cichości serca, ale w wyszeptanej formie dał się poznać oglądającemu tu w Polsce i tam w Kanadzie. Jaki znaleźć klucz do Jego delikatności dotknięć rzeźbiarza? Do ledwie odgiętych płaszczyzn, wyłaniających się z nich fragmentów człowieka i natury.

Pomyślałem, że to zapewne KTOŚ wsobny, daleko ukryty przed światem, przed wszystkim i wszystkimi. A gdy rysuje, skąd ten dar wędrowania po płaszczyznach papieru przystawioną, samotną drabiną? Po co? By zawsze być w drodze ku wyżynom i ideałom, by ponawiać wchodzenie tymi samymi schodami raz i raz jeszcze?

Jego rzeźby uwodzą kameralnością ciszy. Jeśli w ich temacie pojawia się dramat /Dante, Upadek Ikara, Trwanie, 1987 r., Przemijanie, 1985 r., Pycha, 1983 r., Marionetki, 1983 r., / to na równi z wytchnieniem i modlitwą / Marzenie, 1997 r., Ulotność, 1995 r., Oczekiwanie, poliptyk Olśnienie, 1986 r., Wyzwolenie, 1997 r., Zniewolony, 1987 r., Odrodzony, 1987 r., Trójca, 1989 r., Wniebowstąpienie, 1989 r., Tchnienie, 1989 r., Pożegnanie, 1998 r.

Niewielkie wymiarem brązowe plakiety, które dzięki oprawie są jakby obrazem swą osiową kompozycją związane renesansową tradycją są monumentalne i intymne jednocześnie. Poruszają i natychmiast zapadają w stan równy zamyśleniu i kontemplacji. Wszystko co się na ich powierzchni dzieje jest delikatnie poruszone, lekko odkryte jak róg kołdry, poduszki czy chmury. Pozostaje dłoń, stopy, wyłaniająca się twarz lub ukryta w symbolicznym trójkącie Trójcy. Tylko Las jest bezlistny, Zniewolony i Odrodzony są jak dwie strony medalu, a Pożegnanie na powrót zamyka istnienie w trójkącie płaszcza. Wszystko tu jest dotknięte niezwykłą i wysublimowaną precyzją detalu. W całości stają się poezją.

Eugeniusz Sawczyn był moim młodszym kolegą: gdy rozpoczynałem studia w krakowskiej ASP, on – naukę w jarosławskim liceum plastycznym. To była także moja – i innych – szkoła. To z niej narodzili się późniejsi dziekani i rektorzy Akademii. Ale zaskoczeniem było to, że wybrał studia na Wydziale Rzeźby w warszawskiej uczelni, gdy w Krakowie studia zdominowane były przez „jarosławiaków”. Trzeba mi było wielu lat bym zrozumiał tamten Jego wybór.

Różniły się od siebie obie uczelnie zdecydowanie: ci, którzy tęsknili do wielkiej skali i szumnego „dziania się” mas rzeźbiarskich, wybierali Kraków. Ci co mieli w sobie potrzebę intymnej, poetyckiej narracji – Warszawę. Ale to nie tyko wybór artystycznego środowiska był decydujący dla rzeźbiarskiej drogi artysty. Jestem niemal pewny, że lapidarność i metafora rzeźb i reliefów Mazu, a także rysunków i grafik Alfreda Kubiny i Jacka Gaja były mu zapewne wsparciem.

Niełatwo jest mówić szeptem o tym co boli i co zachwyca, gdy dziś, jak w teatrze, wystarczy mieć do twarzy przyklejony mikrofon. Jak powiedzieć „ze sceny” by naturalny szept słychać było w ostatnim rzędzie? Jak mieć za własne i przy sobie delikatne słowo rzeźbiarza i rysownika wciągające płaszczyzną i światłem reliefu w głąb?

Niezależnie gdzie, w Polsce, Kanadzie, wszędzie lecz właśnie teraz jest czas by czytać tę rzeźbiarską poezję. Świat już dość się nakrzyczał, aż po wrzask i zgiełk głupoty. Teraz albo już nigdy zapatrzyć się, wysłuchać i rozczytać się należy w pojedynczy, tak czuły, nie do powtórzenia świat artysty.

Jestem w pełni przekonany, że ukazanie dorobku twórczego Eugeniusza Sawczyna, upowszechnienie jego sztuki w każdy możliwy sposób jest nam dziś nie tylko obowiązkiem, lecz koniecznością… ku człowiekowi.

Adam Brincken, lato 2025